Sens myślenia o teatrze

Przez całe zawodowe życie opowiadam studentom o teatrze.  Albo – mówiąc językiem akademickiego belfra –  uczę myślenia o teatrze. Czyli uprawiania szczególnego rodzaju aktywności wobec faktów, zjawisk, pojęć, praktyk opatrywanych terminem „teatr”.

Uczę niewiary w recepty, które – zdaniem ich preparatorów – gwarantują jedynie słuszne zrozumienie tego, co ulotne, kruche i obiektywnie nieoczywiste. Mówię o wytrychach poznawczych, których rzekoma przewaga nad misternie wycyzelowanym kluczem sprowadza się w istocie do skutecznego niszczenia precyzyjnych mechanizmów – otwieranego przy ich pomocy – zamka. Przywołuję świadectwa tych, dla których „proces” znaczy więcej niż „sukces”, a wyprawa do źródeł nie ma nic wspólnego z rejteradą z rzeczywistości. Zestawiam wypowiedź: „My robimy teatr wysokiego ryzyka artystycznego” z: „Postanowiliśmy przeciwstawić się wszelkim nikczemnościom współczesnego teatru” i proszę o analizę jakości, i ważkości ukrytej w nich postawy artysty. Opowiadam o rodowodzie własnego myślenia teatru; nie po to, by go naśladować, ale po to, by konkretnym przykładem uzasadnić i uwiarygodnić proces.

Co z tego mam? Ironizując słowami znanej piosenki „telewizor, meble, mały fiat…”.

Co mają studenci? Akurat żadna piosenka nie przychodzi mi do głowy…

Co mamy wspólnie? Ano to, co poniżej:

„Dziękujemy:
za zaangażowanie i pracę włożoną w kształtowanie kolejnego pokolenia teatromanów,
za naukę tego, jak odpowiednie dać rzeczy słowo,
za bezinteresowne sprawdzanie naszych recenzji, wszelkie rady i sugestie,
za otwartość i pełne zaufanie, które tak było nam potrzebne do tworzenia <Dalej> [pismo Koła Teatrologów –IG],
za Pana cenne, mocno postawione zdanie, nawet jeśli było odmienne od naszego,
za zachęcenie do poszukiwań,
za odkrycie przed nami teatru, jakiego nie znaliśmy,
za podzielenie się sobą,
za postawione pytania, które pozwoliły szukać odpowiedzi,
za wspólnie spędzony czas na Uniwersytecie i wyjazdach,
za stworzenie możliwości do spotykania się,
za wiarę w nasze możliwości  – wdzięczni wychowankowie”.

Kto powie, że to mało?

Dodaj komentarz